Podstawowe produkty, które codziennie wkładamy do koszyka, takie jak  chleb, wędliny czy jogurty, mogą zawierać składniki genetycznie  zmodyfikowane (GMO). Polacy o tym nie wiedzą, bo producenci często  „zapominają” uwzględnić taką informację na opakowaniach. Chociaż zgodnie  z prawem to jest ich obowiązek. Zatem ile GMO znajduje się w koszyku z  naszymi codziennymi zakupami?Co roku Polska importuje z USA, Argentyny i innych zakątków Świata  około 2,5 miliona ton zboża (soja, kukurydza, rzepak). W ponad 90 proc.  to rośliny modyfikowane genetycznie – informuje Koalicja Polska Wolna od  GMO. Obecnie wysokobiałkowe produkty, takie jak śruta sojowa to  podstawowe danie zwierząt hodowlanych. Dlaczego? Bo jest najlepszym i  najtańszym źródłem białka. – Nie ma w Polsce ferm, w których zwierzęta  nie byłyby karmione soją GMO sprowadzaną z zagranicy – mówi Marek Kryda z  Koalicji Polska Wolna od GMO. W tym przypadku można powiedzieć, że GMO  trafia tylnymi drzwiami na nasze stoły, bo mięso i wędliny z tak  karmionych zwierząt nie muszą być specjalnie oznakowane.
Gdzie jeszcze można natknąć się na GMO? Oleje roślinne (kukurydziany,  sojowy, rzepakowy) chipsy, burgery wegetariańskie, substytuty mięsa  (nawet w parówkach dla dzieci) , lody, jogurt, tofu, sos sojowy, ser  sojowy, sos pomidorowy, białka, płatki zbożowe, hamburgery, hot-dogi,  margaryna, majonez, zboża, krakersy ciastka, czekolada, cukierki,  proszek do pieczenia alkohol, wanilia, cukier puder, masło orzechowe,  mąka wzbogacana, makarony – właśnie na takie produkty należy zwracać  uwagę, jeżeli nie chcemy spożywać GMO – informuje Koalicja Polska Wolna  od GMO. Koncentraty białkowe z soi modyfikowanej są dodawane do  większości artykułów spożywczych, np. do kiełbasy czy jogurtów –  tłumaczy prof. Tomasz Twardowski, I Wiceprzewodniczący Zarządu PFB  (Polskiej Federacji Biotechnologii). A większość soi, którą wykorzystują  polskie zakłady przetwórcze to soja transgeniczna. Zatem  prawdopodobieństwo spożywania soi GM jest bardzo duże.
Czy jesteśmy świadomi tego, co jemy. Czy wiemy w jakich produktach  występuje GMO. Wydaje nam się, że wiemy. Przykład? Źle interpretujemy  nazwy produktów. W przypadku skrobi zmodyfikowanej, kojarzymy ją z  surowcem GM. Rzeczywiście nazwa „skrobia modyfikowana” nie odnosi się na  żywności GMO. Chodzi o fizyczny/chemiczny sposób przetworzenia skrobi,  tak by zyskała nieco inne właściwości. Dowodzi to nieznajomości przez  konsumentów terminów surowców zamieszczanych na etykietach.  Zmodyfikowane genetycznie mogą być jedynie rośliny, z których się tę  skrobię pozyskuje, np. ziemniaki.
BATALIA O ETYKIETY PRODUKTÓW ŻYWNOŚCIOWYCH
Zgodnie z unijnym prawem (art. 12 ust. 2 rozporządzenia Nr 1829/2003)  producent musi zamieścić informację o obecności GMO („Produkt  genetycznie zmodyfikowany” lub odnośnikiem i podobną informacją  umieszczoną przy składniku, który należy do grupy GMO), jeśli produkt  zawiera go więcej niż 0,9 procent swojej masy. Jeśli jest go mniej, może  przemilczeć tę informację.
A jak jest w rzeczywistości? W większości przypadków produkty nie  mają żadnych oznaczeń. Przemysł spożywczy wolałby nie informować  konsumentów o zawartości GMO, dlatego takich oznaczeń próżno szukać na  produktach przetworzonych, mięsie czy płatkach kukurydzianych. Choć  wszystkie zawierają soję lub mączkę kukurydzianą, która spełnia rolę  wypełniacza. Poza tym znakowane są tylko produkty pochodzące  bezpośrednio z organizmów modyfikowanych. Przepisy nie dotyczą np. mleka  czy mięsa zwierząt karmionych paszami zawierającymi GMO.
W czym tkwi problem? W ilości przeprowadzonych kontroli. Jak mówi  Dorota Balińska – Hajduk z Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów  Rolno–Spożywczych rocznie jest sprawdzanych ok. 100 próbek. Można zadać  sobie pytanie: aż 100, czy tylko 100? Według organizacji ekologicznych  jest to zdecydowanie za mało. Służby sanitarne nie radzą sobie z  wykrywaniem produktów z GMO i egzekwowaniem obowiązku znakowania  produktów z GMO. Jeśli to jakość kontroli się nie polepszy, nieważne jak  surowe będziemy mieć prawo, pozostanie ono prawem martwym.
Zatem w jakim kierunku powinny odbywać się kontrole? Według  epidemiologa, dr Zbigniewa Hałata wniosek jest prosty: „Służby sanitarne  powinny pobierać materiał losowo z półek sklepowych i badać je w  kierunku zawartości GMO. W przypadku wykrycia nieprawidłowości, powinno  się taką firmę ukarać i jednocześnie dostarczyć konsumentom informacji  za pomocą mediów na temat nieuczciwych praktyk danego producenta”  powiedział w wywiadzie dla serwisu Ochoroba.pl. Konkluzja? „Im większa  ilość kontroli, tym większe bezpieczeństwo konsumentów”– podsumowuje dr  Hałat.
ZA PÓŹNO?
Tak naprawdę na spory wokół GMO jest już za późno. – napisała na  łamach „Gazety Wyborczej” Krystyna Naszkowska. Według autorki artykułu  „Na spory o GMO jest już za późno” organizmy genetycznie modyfikowane  spożywamy już od wielu lat, nawet o tym nie wiedząc. Czy aby na pewno?  Według Jadwigi Łopaty, założycielki Międzynarodowej Koalicji Dla Ochrony  Polskiej Wsi (ICPPC) dane dotyczące występowania GMO w Polsce mogą być  zafałszowane, a część informacji o występowaniu GMO w Polsce rozsiewają  zwolennicy genetycznie modyfikowanych roślin.
Biolog molekularny, profesor Lisowska uważa, że wmawianie ludziom, że  GMO już gości na naszych stołach, to sprytny zabieg socjotechniczny. –  Tak naprawdę soja w większości jest wykorzystywana jako pasza, a  kukurydza i rzepak w dużym stopniu są przerabiane na biopaliwa. Mówi  się, że modyfikowaną żywnością chcemy nakarmić głodujący świat, a tak  naprawdę nie karmimy głodujących, tylko wlewamy to do baku samochodowego  – skwitowała Lisowska.
Ja można przeczytać w ujawnionej przez Wikileaks depeszy  dyplomatycznej wysłanej z ambasady USA w Warszawie, propagatorzy  technologii GMO uznali, że najskuteczniejszą metodą urabiania opinii  społecznej w Polsce będzie powtarzanie, iż GMO od dawna jest obecne w  naszym kraju. I ta strategia, ustalona w amerykańskiej ambasadzie – jest  dziś stosowana na szeroką skalę! Władze USA spotykały się z  przedstawicielami naszego rządu, a także studentami, naukowcami i  niektórymi dziennikarzami, żeby przekonać ich do żywności genetycznie  modyfikowanej. Niektórych udało się przekonać, a innych nie. Szczególnie  smutne jest to, że naciskom amerykańskiego rządu uległy popularne  polskie media, naukowcy a nawet politycy.
WIEM, CO JEM
Niezależnie od naszego stanowiska w sprawie GMO wszyscy powinniśmy  mieć prawo świadomego wyboru tego, co jemy. Dzisiaj Polacy deklarują, że  raczej nie włożą do niego żywności modyfikowanej genetycznie. Co jasno  wynika z badania opinii publicznej przeprowadzonego w 2010 roku w  krajach Wspólnoty (Eurobarometer „Biotechnology Report 2010”), które  wykazało, że społeczny sprzeciw wobec zmodyfikowanej genetycznie  żywności wynosi 61 proc. Jednak te deklaracje często nie mają związku z  rzeczywistością, bo póki co to cena dla większości konsumentów okazuje  się głównym wyznacznikiem w wyborze produktów, a jak wiemy, to co  naturalne i ekologiczne jest zdecydowanie droższe. 
Jeżeli już zdecydujemy się unikać produktów GMO w naszej diecie, na  jakie produkty należy zwrócić szczególną uwagę? Na pewno na olej  roślinny, gdyż do jego produkcji często wykorzystuje się transgeniczną  soję i rzepak. A co z popularną soją i kukurydzą? Jeżeli chcemy kupić  soję, to tylko z ekologicznym certyfikatem, a kukurydzę najlepiej z  Węgier (bo Węgry mają zakaz upraw GMO).
W wyborze produktów wolnych od GMO może pomóc druga edycja  przewodnika opublikowanego w 2011 roku przez Greenpeace „Czy wiesz, co  jesz?”. Poradnik powstał na podstawie pisemnych deklaracji 65. głównych  producentów żywności w Polsce, którzy wypełnili kwestionariusz dotyczący  polityki ich firm w zakresie stosowania genetycznie modyfikowanych  organizmów. Na „Czerwonej Liście” znaleźli się producenci, którzy nie  gwarantują, że ich produkty są wolne od składników genetycznie  modyfikowanych. To wątpliwe wyróżnienie otrzymały dwie firmy: Animex i  Danone. Z kolei na „zielonej liście” znalazło się 64 producentów, którzy  złożyli deklaracje, że nie stosują składników genetycznie  modyfikowanych, w tym takie firmy jak: Bakoma, Hochland, Kruszwica,  Mlekovita, Piątnica, Unilever, Drosed, Indykpol, Sokołów, Mars, Heinz,  Hortex, Bonduelle, Coca-Cola, RedBull, Carslber czy Żywiec. Przewodnik  pomoże dokonać przynajmniej częściowego wyboru. Częściowego, bo sytuacja  na rynku spożywczym cały czas się zmienia.
Autor: Joanna Szubierajska
Zdjęcie: MollySVH
Źródło: ekologia.pl

 
Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń