Przypomnijmy, że jako pierwszy (lub jeden z pierwszych) termin „dieta paleo” wprowadził do użytku radiolog, Boyd Eaton, który w 1985 roku opublikował w piśmie „New England Journal of Medicine” artykuł pt. „Paleolithic Nutrition”. Wcześniej, bo w 1975 roku, ukazała się książka gastroenterologa Waltera L. Voegtlina zatytułowana Stone Age Diet (pl. Dieta Epoki Kamienia), na okładce której widniał jaskiniowiec ubranyw przepaskę na biodrach, z włócznią w dłoni. Niemniej to właśnie Eaton zainspirował najbardziej znanego dziś propagatora „diety paleo” Lorena Cordaina, profesora Uniwersytetu Stanowego Colorado, autora znanej popularnej książki The Paleo Diet (2010), której polskie wydanie zatytułowane Dieta Paleo niedawno ukazało się i nas drukiem. Odnotujmy, że zarówno Voigtlin jak i Eaton byli zdania, iż kluczowe znaczenie w diecie Paleolitu miały proporcje między głównymi składnikami odżywczymi (węglowodanami, białkami i tłuszczami), które ich zdaniem powinniśmy naśladować, aby osiągnąć optymalne zdrowie.
Fundamentem „hipotezy paleo” jest fakt, że niektóre powszechne dziś schorzenia, na przykład cukrzyca, choroby serca, nowotwory, zwane chorobami cywilizacyjnymi, są bardzo rzadkie lub wręcz wcale nie występują u izolowanych populacji łowiecko-zbierackich. Pojawiają się u tych ludów dopiero wtedy, kiedy zaczynają one spożywać pokarmy świata zachodniego i przejmują nasz tryb życia. Na podstawie tej obserwacji zwolennicy koncepcji „paleo” postulują powrót do „paleolitycznego” sposobu życia i odżywiania, wykorzystującego to, czego dostarcza ekosystem (gospodarka łowiecko-zbieracka). W oparciu o badania antropologiczne twierdzą oni, że genom człowieka, ukształtowany w epoce paleolitu, pozostaje ewolucyjnie nieprzystosowany nie tylko do warunków życia w nowoczesnym, zindustrializowanym środowisku, ale również do owoców produkcji przemysłowo-rolniczej (zwłaszcza pokarmów wysokoprzetworzonych).
Różne oblicza diety paleo
Problem z „hipotezą paleo” pojawia się wtedy, kiedy próbujemy określić, co tak naprawdę kryje się pod terminem „dieta człowieka paleolitu”. Czy można w ogóle jasno zdefiniować znaczenie tego określenia? O ile można ze stosunkową pewnością wyszczególnić to, czego człowiek paleolitu nie jadł, ani nie robił (np. z powodu braku możliwości technicznych), o tyle nie ma zgody co do tego, jak wyglądała jego dieta. W związku z tym spotykamy różnorakie wersje „diety paleo”. Część z nich, jak zauważył dr Kurt Harris, lekarz, autor bloga Archevore, nie znajduje żadnego potwierdzenia we współczesnych badaniach naukowych. Oto przykłady:
- dieta paleolityczna to tylko chude mięso i niedużo tłuszczów nasyconych;
- dieta paleolityczna to mnóstwo orzechów;
- dieta paleolityczna to bogactwo owoców spożywanych przez okrągły rok (nawet tych, które pojawiły się w uprawach rolniczych kilkaset lat temu);
- dieta paleolityczna charakteryzuje się precyzyjnymi proporcjami między pokarmami kwasowymi i alkalizującymi, a zaburzenie tych proporcji skutkuje wypłukiwaniem wapnia z kości i prowadzi do osteoporozy;
- dieta paleolityczna to mnóstwo łososia i piersi z kurczaka;
- dieta paleolityczna oznacza obfite spożywanie ryb, co jest niezbędne dla właściwego rozwoju mózgu i zdrowia ogólnego;
- dieta paleolityczna wyklucza mleko i sery, ponieważ jako neolityczne pokarmy rolnicze są przyczyną nowotworów;
- dieta paleolityczna dopuszcza spożycie jaj, ale tylko białek, bo żółtka zawierają za dużo cholesterolu;
- Jesteśmy ewolucyjnie nieprzystosowani do tego, żeby jeść pokarmy gotowane.
- Jesteśmy ewolucyjnie nieprzystosowani do tego, żeby jeść jakiekolwiek pokarmy roślinne.
- Jesteśmy ewolucyjnie nieprzystosowani do tego, żeby jeść jakiekolwiek pokarmy odzwierzęce.
I jeszcze:
- Naturalna dieta dla człowieka to tylko surowe pokarmy roślinne.
- Naturalna dieta dla człowieka to tylko wołowina i woda.
- Naturalna dieta dla człowieka to tylko surowe owoce.
Ogólnie rzecz ujmując, „paleo” ma dziś wiele oblicz. Można by rzec: dla każdego coś miłego. Jak mamy zatem powrócić do diety naszych przodków, zgodnej z naszym genomem, skoro nie umiemy jej zdefiniować? Do czego konkretnie mamy wracać?
Czy paleo naprawdę jest paleo?
Wydaje się że fundamentalną przyczyną, dla której koncepcja paleo doczekała się tak prędko aż tylu wersji, jest fakt, że tak naprawdę niewiele wiemy na temat tego, co jedli i jak żyli ludzie epoki paleolitu. Mamy tylko strzępy informacji, które są różnie, przy pomocą różnorakich matryc teoretycznych interpretowane przez badaczy wyznających rozmaite szkoły i tradycje naukowe, moralne a nawet religijne. To jednak nie wszystko. Nie tylko mało wiemy, ale też nasze możliwości zdobywania wiedzy na temat rzeczywistości epoki paleolitu są mocno ograniczone.
Dzisiejsze badania antropologiczne współczesnych populacji łowiecko-zbierackich mają zwykle charakter etnograficzny. Oznacza to, że ich wyniki są ze swej natury wyjątkowo podatne na uprzedzenia i poglądy własne badaczy. Co ciekawe, badane populacje często zmieniają swoje nawyki i zachowania żywieniowe na czas obserwacji przez obcych (badaczy). Jak zauważył Chris Kresser, żywieniowiec i autor bloga The Healthy Skeptic można to porównać do sytuacji, w której dzieci przy gościach zachowują się inaczej aniżeli bez nich – na przykład grzecznie zjedzą coś, czego zwykle zjeść nie chcą. Znane są relacje mówiące o tym, że tubylcy częstują przybyszów np. słodkimi owocami („Spróbuj i zobacz jakie to smaczne!”), podczas gdy sami z jakiś nieznanych względów ich nie jedzą.
Co więcej, współcześni łowcy i zbieracze zasadniczo różnią się od swoich paleolitycznych przodków. Żyją w innych warunkach i od wielu setek lat mają kontakt bądź to z innymi niecywilizowanymi grupami rolniczymi i pasterskimi, bądź to z człowiekiem Zachodu (badaczami, podróżnikami, handlarzami itp.). Chociaż zakres tych kontaktów jest przedmiotem dyskusji, to niechybnie wpłynęły one na ich dietę i tryb życia. Nie możemy zatem uznać, że badając współczesne populacje odkrywamy prawdę o ich przodkach sprzed dziesiątków, lub setek tysięcy lat. Być może diety współczesnych łowców i zbieraczy są najbliższe temu, co jadał człowiek paleolitu, ale nie oznacza to, że są ich przedłużeniem. O ile dostarczają nam wiedzy na temat tego, co się na świecie jada, o tyle nie można ich traktować jako ilustracja tego, co powinno się jeść.
Wiele z naszego wyobrażenia o diecie grup łowiecko-zbierackich jest jedynie projekcją naszych własnych opinii na temat zasad zdrowego odżywiania, nie mających związku z codzienną rzeczywistością tych populacji. Dla przykładu, w okresach kiedy połów jest udany, niektóre ludy spożywają przez kilka-, kilkanaście tygodni wyłącznie mięso bez żadnych dodatków poza ziołami i przyprawami. Odwrotnie, kiedy połów jest niewielki, w ogóle nie jedzą mięsa, zadowalając się przez dłuższy czas wyłącznie pokarmami roślinnymi. Jak to się ma do lansowanej w świecie zachodnim koncepcji „zbilansowanej diety” spożywanej każdego dnia (w przypadku „diety paleo” byłaby to codzienna porcja mięsa z warzywami)?
Warto też zauważyć, że rozmaite badania dotyczące tych samych grup nierzadko dostarczają niejednolitych danych na temat składu ich diety. Na przykład plemiona San według niektórych badań spożywają tylko 20% kalorii z pokarmów odzwierzęcych a według innych aż 80%. Być może obie te wartości są prawdziwe i odzwierciadlają jedynie wariacje geograficzne , sezonowe lub nawet preferencje poszczególnych podgrup. Efekt jest taki, że każdy może sobie wybrać te badania, które są zgodne z jego własną wizją „zdrowej diety paleo”.
Wyciąganie wniosków na temat paleolitu na podstawie obserwacji współczesnych populacji tubylczych jest ryzykowne jeszcze z innego, niezwykle istotnego powodu. Dzisiejsze ludy łowiecko-zbierackie żyją często poza swoim naturalnym środowiskiem, z którego zostały wypchnięte przez populacje rolnicze i pasterskie. Oznacza to, że ich dzisiejsza dieta może być tak naprawdę dla nich zupełnie nietypowa – pozwala im przetrwać, ale nie koniecznie jest optymalna dla ich zdrowia. Harris stawia zasadne pytania na ten temat:
Pouczające byłoby dowiedzieć się nie tylko, jakie pokarmy jedzą zdrowe populacje łowiecko-zbierackie, ale również poznać to, co wolałyby jeść, gdyby miały wybór. … Jak wyglądałaby wtedy struktura kaloryczna w ich codziennej diecie … Może Kitawanie woleliby jeść słodkie ziemniaki, kokosy i ryby w innych proporcjach niż obecnie? Skąd wiemy, czy Inuici nie woleliby pozyskiwać połowę swoich kalorii z ziemniaków, gdyby te rosły w Arktyce? Może ich zachowania żywieniowe nie są rezultatem preferencji, ale służą temu, aby uniknąć głodu?… Po prostu nie możemy zakładać, że współczesna dieta którejkolwiek z badanych populacji jest optymalna pod względem zdrowotnym i odpowiada ich diecie z przeszłości.Realizacja postulatu „powrotu do paleo” napotyka jeszcze inne problemy. Dla przykładu większość pokarmów, które spożywaliśmy w toku ewolucji przez tysiąclecia, jest już dla nas niedostępna. Nigdy też nie istniał jeden model diety paleolitu stosowanej przez hominidów porozrzucanych po całym świecie. Dotyczy to zarówno ilości jak i jakości spożywanych pokarmów.
Nie do końca prawdziwy jest też pogląd, że o ile pożywienie od czasów paleolitu „ewoluowało”, o tyle człowiek się nie zmienił, w ogóle do niego nie adaptował. Bez wątpienia jemy dziś wysokoprzetworzone , przemysłowe produkty, do których nie jesteśmy przystosowani. Jednak koncepcja, że sztywną granicą czasową, określającą co jest zdrowe a co nie, jest jakiś jeden moment sprzed 10 tys. lat, to obrazkowe uproszczenie, nie znajdujące potwierdzenia w nauce, zauważa Harris. Jego zdaniem szkodliwość współczesnej diety wynika przede wszystkim z konsumpcji pokarmów przetworzonych, które potęgują negatywne oddziaływanie różnych czynników dietetycznych, z którymi człowiek miał styczność od zawsze. W jego opinii pogląd, że wszystko sprzed 10 tys. jest dla nas dobre, a wszystko, co przyszło potem ,jest dla nas niedobre, jest fałszywy. Na przykład, masło jest pokarmem rolniczym, neolitycznym, pomimo to w świetle badań naukowych jest jednym z najbardziej wartościowych pokarmów dla człowieka.
Według Harrisa „dieta paleo” do mit, mityczny gryf, którego nie sposób uchwycić. Tym bardziej wolno nam kierować się „paleodogmatyzmem”. Nie wolno przekreślać wszystkich pokarmów neolitycznych tylko dlatego, że nie są „paleo”, jeśli literatura naukowa potwierdza ich dobry wpływ na zdrowie człowieka. Podobnie, nie każdy pokarm z epoki paleolitu musi być z definicji zdrowy. Harris przyznaje jednak, że większość pokarmów neolitycznych, zwłaszcza tych najnowszych, nie nadaje się do jedzenia i stanowi tzw. Neolityczne Czynniki Chorobotwórcze (ang. Neolithic Agents of Desease, NAD).
Paleo czyli stare, zdrowe i zbadane
Harris proponuje, aby termin „paleo” w odniesieniu do żywności interpretować nie jako „pochodzący z paleolitu”, ale jako „stary”, „tradycyjny”, w rozumieniu zdrowy i sprawdzony. Do tej kategorii należeć mogą zarówno pokarmy sprzed wielu tysięcy lat, jak i te, które pojawiły się w diecie człowieka przed kilkuset laty. Aby stwierdzić, czy dany pokarm jest dla nas dobry, powinniśmy wykorzystywać całą naukę, i nie ograniczać się do „ewolucyjnych spekulacji”, pisze Harris. Sam na potrzeby lansowanej przez siebie interpretacji „hipotezy paleo” symbolicznie zmienił nazwę swego bloga z „PaleoNu” (od „paleo nutrition”) na Archevore (gra słów do archaic i, na przykład, omnivore). Do Neolitycznych Czynników Chorobotwórczych we współczesnej diecie Harris zalicza:
- pszenicę – nie tyle z uwagi na zawarte w niej węglowodany skrobię (ta jest jego zdaniem dla człowieka dobra), ile ze względu na białka (gluten). Współczesna nauka wiąże ze spożyciem pszenicy takie choroby jak celiakia, cukrzyca, otyłośc, a nawet choroby psychiczne.
- nadmiar fruktozy – rzecz jasna nie chodzi o tę naturalną, występującą w np. owocach, ale o tę w różnych napojach i sokach, które wypełniają w znacznym procencie dietę współczesnego człowieka. Współczesna nauka wiąże ze spożyciem fruktozy takie schorzenia jak otyłość, insulinoodporność i stłuszczenie wątroby. Nadmierne spożycie fruktozy sprzyja także nadmiernemu namnażaniu się niekorzystnych bakterii w przewodzie pokarmowym, co wywołuje stany zapalne.
(Pojawianie się w diecie nadmiaru fruktozy i pszenicy, zdaniem Harrisa, stanowi kluczowy element tzw. zmiany żywieniowej, której rezultatem jest epidemia otyłości i chorób cywilizacyjnych.)
- nadmiar kwasu linolowego – nienasycone kwasy tłuszczowe omega 6, które są dla człowieka niezbędne, lecz zapotrzebowanie na nie jest minimalne. Nadmierne spożycie tych kwasów, niewspółmiernie większe od potrzeb, jest rezultatem upowszechnienia olejów roślinnych i skutkuje powstawaniem stanów zapalnych a także sprzyja powstawaniu nowotworów. Należy pamiętać, pisze Harris, że również orzechy zawierają niemało kwasów omega 6.
W kwestii oddziaływania węglowodanów Harris zaleca spożywanie skrobi, ponieważ brak jest naukowych dowodów na to, że cukier ten (np. w różnych bulwach i roślin okopowych) powoduje problemy zdrowotne u zdrowych ludzi. Z tego względu nie można go zaliczyć do kategorii NAD. Tego samego nie można powiedzieć o większości pokarmów zbożowych, których lepiej unikać, uważa Harris.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że zasada „złotych proporcji” między węglowodanami, białkami i tłuszczami – widziana jako warunek dobrego zdrowia – nie znajduje potwierdzenia ani w logice ewolucyjnej, ani w obserwacjach zdrowych populacji izolowanych żyjących współcześnie. Gdyby gatunek ludzki mógł zdrowo żyć pod warunkiem, że stosuje tylko jeden, precyzyjnie określony pod względem proporcji model żywieniowy, nie rozprzestrzeniłby się niemal na cały świat. Przecież w różnych zakątkach globu znajdujemy podaż różnych pokarmów. Stosowaniu kryterium „złotych proporcji” przeczą też obserwacje zdrowych ludów porozrzucanych po różnych zakątkach Ziemi.
Na przykład Masajowie i Inuici spożywają diety bardzo wysokotłuszczowe (odpowiednio: 60-70% i nawet 90% kalorii), podczas gdy Kitawianie lub Okinawianie pozyskują większość kalorii z węglowodanów (nawet ponad 70%). Obie grupy można podać jako przykład dobrego zdrowia, przynajmniej pod względem chorób przewlekłych trapiących ludność na Zachodzie. Zatem nie sposób przesądzić, czy dieta naszych przodków była wysoko- czy niskowęglowodanowa, ponieważ była zapewne i taka i taka.
Rzecz prosta nie oznacza to, że hipoteza węglowodanowa (teoria insulinowa) jest błędna. Należy ją tylko stosować węziej, przede wszystkim do „chorych” populacji zachodnich, których model odżywiania stał się wskutek urzędowych zaleceń dietetycznych przeładowany przetworzonymi węglowodanami oraz przemysłowymi tłuszczami roślinnymi. Pokarmy te nie mają nic wspólnego z żywnością występującą w naturze, bez względu na zawartość tłuszczów czy węglowodanów. Jak pokazał Gary Taubes, a przed nim wielu innych, żywność ta zaburza metabolizm, nienaturalnie oddziałuje na insulinę i powoduje liczne „schorzenia cywilizacyjne”, łącznie z otyłością. Z pewnością ludzie paleolitu nie popijali spaghetti coca colą, albo płatków owsianych sokiem owocowym, słodzonym wysokofruktozowym syropem kukurydzianym.
Paleo, czyli nowe pytania do starych odpowiedzi
O ile niektóre aspekty koncepcji „powrotu do paleo”, zwłaszcza traktowanej dosłownie, budzą wątpliwości, o tyle jej fundamentalne, założenia „hipotezy paleo” zasługują na głęboką refleksję.Wnosi ona wiele wartości do mocno skonwencjonalizowanych poglądów na temat zdrowia i życia człowieka. I nie chodzi tylko o praktyczną stronę odżywiania. W tym zakresie wiele osób, które zrezygnowały z tzw. zdrowej piramidy żywienia na rzecz „diety paleo”, skorzystały na tym zdrowotnie. To nie powinno dziwić. Wydaje się, że każdy kierunek odejścia od urzędowych zaleceń dietetycznych – czy to w stronę diety opartej o tłuste pokarmy zwierzęce, czy to w stronę wegetariańską – zazwyczaj poprawia stan zdrowia. W obu przypadkach czynnikiem decydującym wydaje się być rezygnacja z wysokoprzetworzonej, nienaturalnej żywności, która najczęściej jest bogata w cukry i niezdrowe tłuszcze.
„Hipoteza paleo” jest wartościowa również dlatego, że stawia fundamentalne pytania o podłoże chorób cywilizacyjnych, jakie „odpuściła sobie” ortodoksyjna nauka i alopatyczna medycyna, skoncentrowane głównie na „zarządzaniu chorobami” za pomocą środków farmakologicznych. Harris, który sam jest lekarzem, wspomina:
Nigdy wcześniej [zanim zainteresował się „hipotezą paleo” w roku 2007 – przyp. aut.] nie słyszałem o danych sygnalizujących, że niektóre chorób cywilizacyjnych, z jakimi stykałem się całe moje zawodowe życie, mogą wcale nie być nieuniknione. Większość szkół medycznych nie traktuje poważnie problematyki związanej z powstawaniem chorób cywilizacyjnych. Działa tutaj przeświadczenie, że nowotwory, choroby serca i otyłość przychodzą nieuchronnie z wiekiem … Chociaż hipoteza tłuszczowo-cholesterolowa mówiąca, że spożywanie czerwonego mięsa, cholesterolu i tłuszczów nasyconych wywołuje choroby serca, była znana od kilku dziesięcioleci, długo nie była tak mocno wpisana w popkulturę słowa pisanego, jak jest obecnie w dobie rzeczywistości cyfrowej. Nie było tej codziennej, dwudziestoczterogodzinnej propagandy pop-żywieniowej rozprzestrzenianej za pomocą MSN czy Yahoo. Nie było nawału tylu chwytliwych nagłówków dotyczących najnowszych, bezwartościowych badań, łączących spożycie jakiejś kolorowej roślinki z jakimś parametrem zdrowia o trzeciorzędnym znaczeniu.
Wartością dodaną „hipotezy paleo” jest to, że nie ogranicza się jedynie do kwestii diety. Bierze również pod uwagę inne ważne dla zdrowia człowieka czynniki środowiskowe oraz tryb życia, w tym zapotrzebowanie człowieka na sen, wpływ stresu, optymalny rodzaj wysiłku fizycznego itp. Pod tym względem „hipoteza paleo” oferuje nam powrót do holistycznej wizji człowieka.
Paleorewolucja
Należy też pamiętać, że znaczenie koncepcji „paleo” wykracza poza praktyczne zagadnienia związane odżywianiem. Obowiązująca piramida żywieniowa, oparta na zbożach, warzywach i owocach, została sformułowana i narzucona przez elity polityczno-medyczne w późnych latach 70-tych XX w. Stanowi dziś globalną doktrynę medyczno-żywieniową, jaką posługuje się szeroko rozumiany obóz (bio)władzy. Zatem środowiska zwolenników „paleo”, odrzucające fundamentalne aspekty urzędowej medycyny i dietetyki, stanowią swoistą „wspólnotę oporu”, nie tylko w wymiarze medyczno-żywieniowo-kulturowym, ale z uwagi na rosnące sprzężenie polityki z medycyną – również w aspekcie politycznym.
W podobny sposób można interpretować genezę popularności na Zachodzie ruchów wegetariańskich, kontestujących od lat 60-tych „stary porządek społeczno-polityczny-ekonomiczny karmiący się mięsem”. Różnica jest jednak taka, że wegetarianizm zyskał z czasem pozycję znaczącej (acz wciąż mniejszościowej) frakcji w ramach medyczno-ideologicznego „mainstreamu”. Nie tylko jako model żywieniowy, ale także jako „właściwa” postawa moralna cieszy się przychylnością wielu głównych mediów, zyskując przy tym wsparcie od części establishmentu medycznego. Przykładem tego jest organizacja o nazwie „Komitetu Lekarzy na rzecz Medycyny Odpowiedzialnej” (ang. Physicians Committee for Responsible Medicine , PCRM), której orwellowska nazwa, co warto podkreślić, z definicji określa konkurencyjne poglądy na problematykę odżywiania jako „nieodpowiedzialne”.
Można również powiedzieć, że obowiązująca dziś piramida żywieniowa przy każdej kolejnej modyfikacji ulega dalszej „wegetarianizacji”. W porównaniu z wegetarianizmem „hipoteza paleo” wciąż funkcjonuje poza jakimikolwiek strukturami, w stanie rozproszonej anarchii. Jednak znając historię, można się spodziewać, że koncepcja ta znajdzie w przyszłości zwolenników wśród przedstawicieli instytucjonalnej medycyny i nauki. Każda władza rodzi bowiem kontrwładzę. Od tej żelaznej zasady nie ma odstępstw.
Trudno ocenić, jak potoczą się losy „hipotezy paleo”. Wydaje się, że okoliczności są dla niej korzystne – środowiska naukowe coraz chętniej poszukują alternatywy wobec hipotezy tłuszczowo-cholesterolowej, która okazała się porażką. Teoria paleo, która wyszła ze środowisk naukowych, jawi się zatem jako wartościowa propozycja i ma szansę na poważne potraktowanie przez naukowców.
Już dziś ukazują się w pismach fachowych artykuły w systemie „peer reviewed”, napisane przez naukowców uniwersyteckich zainteresowanych koncepcją „paleo”. Jest zatem nadzieja, że nauka na nowo podejmie próbę odpowiedzi na pytania do znanych, ale coraz mniej satysfakcjonujących odpowiedzi.
Natomiast będzie niedobrze, jeśli „hipotezę paleo” przejmą na wyłączność profesje, które żyją ze sprzedaży obietnicy zdrowia i szczupłej sylwetki. Wtedy naukę zastąpią prawa handlu i marketingu, moda na paleo – zgodnie z cyklem życia produktu – przeminie, i ponownie niewiele dowiemy się o świecie. Trzymajmy kciuki, żeby tak się nie stało.
Mateusz Rolik
Źródła:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Masz własne zdanie? Umieść komentarz: